środa, 28 stycznia 2015

Południe w bibliotecznych progach. Ciepło, przytulnie, pełno uśmiechniętych ludzi. Wszystko było by idealne gdyby nie cel mojej wizyty: ogarnianie materiału między zajęciami. Za godzinę i dwie minuty kolokwium z najgorszego przedmiotu jaki można sobie wyobrazić - biostatystyka :/ Naprawdę mogę się uczyć o wydajności mlecznej krów, bydle z podwójnym zadem, parazytoidach, grzybach na drzewie, ale nie tej postanej statystyki na komputerze w programie którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Tragedia...\
Poza tym sesja się jeszcze oficjalnie nie zaczęła, ale połowa zaliczeń na mną. Jeszcze 8. Trzymać kciuki!

wtorek, 9 grudnia 2014

Krzewa i drzewy

Dzisiaj zauważyłam, że mój nastrój i motywacja bardzo zależą od...jedzenia :) Stwierdzam, że dobry posiłek jest w stanie zwiększyć mój poziom motywacji o ponad połowę, a zjedzony do tego batonik jeszcze o 10%. Szkoda, że rzadko mam czas na takie posiłki jak ten dzisiejszy:bułka, boczek, jajko, ketchup i do tego jeszcze herbata cynamonowa :)
W ogóle boczek to mi się ze Szwecją kojarzy. Jak sobie o nim tylko pomyślę to od razu mam przed oczami Storuman i namiotowiatę pod którą siedzimy i jemy energetyczne śniadanie przed wyruszeniem na jagody i rozmawiamy o kupie :D W sumie to jeszcze jedno mam skojarzenie. Poranek w Nowym Sączu. Tam też jedliśmy takie śniadania wpychając je na siłę, żeby dać radę wejść na szczyt i potem szaleć na stoku. 
Dzisiaj kolejny dzień w którym muszę wiele zrobić, a zostało mi tylko 3 godziny, bo o 16 muszę wyjść na zbiórkę Wulkanu. Mam 6 najważniejszych rzeczy do zrobienia: bieganie, prysznic, przerobić program biwaku, posprzątać, ogarnąć notatki do nauki na jutro i się spakować. Dam radę?

piątek, 5 grudnia 2014

Różnie bywa...

"Raz jest dobrze, a raz nie
Słońce wschodzi i zachodzi
Zawsze każdy inny dzień
Będzie dobrze, jeśli zechcesz
Jeśli tylko tego chcesz"

Dzisiaj jest dobrze. Może dlatego, że tego chcę, a może trochę dlatego, że jest weekend i jest szansa na przynajmniej troszkę odpoczynku i zrobienia tego co zrobić powinnam.  Innego niż nabór, biwak, ogarnięcie KSW i rozmowy z Jackiem... Dzisiaj niby nic szczególnego się nie wydarzyło, ale jakoś tak czuję, że jest pozytywnie. Może kryzys już minął i będzie dobrze?
Jako, że za chwilę położę się do łóżka z książką będzie trochę o czytaniu. Krótko z racji godziny, ale będzie pierwsza inna notka niż opisywanie monotonnych dni mojego życia. 
Czytam dużo i chętnie i to co czytam zależy od mojego nastroju. Ostatnio "pożarłam" kryminały Becketta i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne książki obiecane na gwiazdkę. Koło mnie leży otwarte "Opium w rosole" to jedna z moich książek zakwalifikowanych do grupy "gdy Ci źle, czujesz się niekochana, wszystko Cię przytłacza..." Te książki są moją receptą na ciężkie dni, takim pomidorem dla serca na arytmię. Jak je czytam to zawsze w mojej głowie pojawia się myśl o tym, że przecież moje życie też może takie być, też mogę kochać i być kochana też mogę dawać i dostawać, mogę być sobą i taką ludzie mogą mnie akceptować. Zawsze odnajduję w nich ciepło, którego wiecznie mi brakuje... Jestem egoistką pod tym względem, bo sama jestem lodowcem, ale to tylko taka moja skorupa pod którą kryje się małe źródełko. Tylko niestety, żeby się do niego dostać potrzeba wiele cierpliwości, pracy i siły i łoma niekiedy.
 Dalej leżą "Granice przystosowania", mój ambitny plan wypożyczony rok temu z biblioteki. Bardzo przydatna survivalowa książka tylko jakoś wiecznie brakuje na nią czasu. Szkoda, że nie moja, bo wkrótce będę musiała oddać, a przeczytałam chyba z jeden rozdział. Może sobie na ksero rzucę? Trochę drogo...zobaczę na allegro. Chę ją przeczytać. Kurcze mogłam sobie ją w próbę wpisać. Może wpisze w phm. To jest plan! Gdzieś w bałaganie przebija się "Pierwsza pomoc w warunkach ekstremalnych", świetna książka przeczytana do połowy. W sumie to nie wiem dlaczego jej nie doczytałam. Doczytam. W końcu czytnik i King - cholernie ciężki przypadek, jak ospa w średniowieczu-niby choroba prosta do wyleczenia, ale nie w tych warunkach. "Lśnienie" to pozycja, która nawet mnie wciągnęła, ale ilość poruszanych w niej wątków przeraża i nie jest to książką na "nudny wykład". Trzeba się na niej naprawdę skupić, a teraz mój czas na to nie pozwala. Ostatnio w ogóle mało czytam. Przerwy na studiach przesiaduję w bibliotece robiąc harcerstwo, przy jedzeniu nie czytam, bo mam za mało czasu na posiłki, a wieczorem? Nie mam wieczorów. Mam noce, ale jestem już zbyt zmęczona. Teraz zresztą już zaczynam powoli odczuwać ten dzień. Miejsce euforii powoli zastępuje zmęczenie. Myślę, że to dobry moment, żeby się położyć. Dobranoc. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Było słońce

Tak właśnie dzisiaj było słońce, które z racji braku innych pozytywów dnia dzisiejszego wygrało w plebiscycie na najlepszą rzecz 2 grudnia 2014 roku.

Dobrze, że ten dzień jeszcze trwa i niedobrze zarazem. Zrobiłam całe gówno:/ Zadowolona mogę być jedynie z planu treningowego, bo to przynajmniej wykonałam w 100%, a poza tym zupełnie nie wiem gdzie podział się mój dzień...
Wstałam o 6:30, a powinnam o 6. Zjadałam śniadanie, umyłam zęby, uczesałam włosy, spakowałam się i wyszłam z domu o 7:10. Z racji pośpiechu postanowiłam nie skrobać szyb tylko jechać z nawiewem na maksa i przymarzniętymi płatkami śniegu między którymi wypatrywałam drogi. Tylko pogratulować głupoty...zajechałam tak aż do Kazimierzówki, tracąc tam 3 min na oskrobanie szyby. 7:35 zaparkowałam pod agro, wyszłam z samochodu i rozpoczęłam codzienny trening marszowy na Leszczyńskiego. Lubię to poranne chodzenie...  Taki szybki spacer na poskładanie porannych myśli i podziwianie miasta o świcie. Co dzień chodzę tą samą trasę, ale jakoś nie czuję nudy z tego powodu. "Żaden dzień się nie powtórzy..." jak to pisała Szymborska i śpiewa Gościniec. Dzisiaj na przykład wypatrywałam pawi w Saskim, ale jakoś nie mogłam ich znaleźć. Pewnie są w innej części parku. Całkiem miło będzie jak będą mogły sobie spacerować tam gdzie będą chciały. 7:50 dotarłam na Leszcza, potem były zajęcia i film, którego lektor był bardzo życiowy: "w życiu biedronek liczą się tylko dwie rzeczy: jedzenie i seks".Powiedział tak pewnie dlatego, że był mężczyzną :) 11:00 dotarłam do pracy, 14:00 dotarłam do domu, a potem to już nie wiem jak to się stało, że jest 19:49...
Podsumowując - dzisiaj udało mi się:
- uprasować część rzeczy
- częściowo sprzątnąć pokój, a tak właściwie to zrobić przejście:/
- wynieść suszarkę
- pobiegać, czyli zrealizować wtorek z drugiego tygodnia planu treningowego.
Wiele pracy przede mną. W sumie czego ja się spodziewałam? Że ułożę życie w ciągu jednego dnia? Małgorzato ogarnij.
Zdjęcia nie będzie, bo słoneczka nie robiłam.
Jutro ciężki dzień, więc pewnie nic nie uda się zrobić:/

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Początek

Dzień dobry... a tak właściwie to dobry wieczór.
Piszę tego bloga, żeby uporządkować myśli i odnaleźć gdzieś siebie w tym zgrupowaniu atomów jakim teraz jestem. Czuję, że to co robię ma wielki sens i jest ważne tyle, że gdzieś w tym wszystkim gubię swoją tożsamość. Tyle słowem wstępu.

Siedzę przy laptopie i czuję, że jestem puzzlami do których ktoś zgubił obrazek. Dookoła wszytko mnie rozprasza, w głowie pełno myśli, otwartych kart, przeglądarek i dokumentów nie mogę się doliczyć. Na biurku bałagan nieziemski, po pokoju biega mój mały ulubieniec szczur. Dookoła talerze z resztkami jedzenia, szklanki po kawie i kubki z resztą herbaty, której nigdy nie dopijam do końca. Łóżko zawalone ciuchami, a na honorowym miejscu spoczywa gitara. Na środku pokoju suszarka z dawno wyschłymi ubraniami, na krześle od miesiąca wisi polar. Dookoła maszyny stos rzeczy to przerobienia, pusta butelka po balsamie przypomina o kupieniu nowego, Jacka gitara też nie ułatwia sprawy...  Na biurku otwarte butelki z wodą (wynik nieudolnego leczenia kamieni nerkowych), postity zapisane sprawami do załatwienia od miesiąca, pęseta do wyrywania brwi (cotygodniowy efekt nieudolnego poprawiania wyglądu), płyn do czyszczenia monitora (trzeba go tylko  do szuflady 10 cm niżej...), pokryte warstwą kurzu materiały do pisania pracy...
Jak ma wygląda moją wyglądać moje myśli skoro nie potrafię zająć się tym co dzieje się dookoła mnie. Ktoś kiedy powiedział (nawet nie wiem czy nie przypadkiem perfekcyjna suka domu), że porządkowanie myśli trzeba zacząć od najbliższego otoczenia. Myślę, że trzeba wdrożyć akcję ratunkową mózgu albo tego co tam w nim zostało. Na wyjazd "resetujący" nie ma mowy, więc pozostaje tylko walka. Czas powrócić do idealnie uporządkowanego życia...tak ono było idealne zanim przyszedł ktoś, dobudował skrajnie, pozytywnie różną i kolorową otoczkę mojego życia, a potem wyjął niewłaściwy klocek w jendze. Wszystko runęło i trzeba budować życie od nowa. Etap rozpamiętywania mam już za sobą, teraz pozostaje pozbierać klocki i zacząć budować. Jutro zbieram klocki i stawiam pierwszą warstwę.
Zatem co na jutro:
1. zbieramy klocki czyli wszystko co jest dla mnie ważne. Siadam i zastanawiam się nad najważniejszymi płaszczyznami życia i je hierarchizuję.
2.Godzinę zajmuję się najważniejszym priorytetem
3. biegam, a właściwie to spaceruję zgodnie z planem treningowym i ćwiczę z magiczną liczbą 14.
4. Uczę się na entomopatogeny
5. tworzę śpiewnik - przynajmniej 10 nowych piosenek i dodaję sprawdzone chwyty.
6. sprzątam i wypieprzam rzeczy z szuflady z biurka.
7. składam suszarkę i prasuję ciuchy.
8. odmawiam pokutę.
Może to banalne co mam do zrobienia jutro, ale od pewnego czasu najprostsze czynności sprawiają mi problemy. Odkładam wszystko na potem, a to nie dotyczy się tylko rzeczy. Czuję, że nie jestem w porządku, sama siebie oszukuję, próbuję się doszukiwać sensu w błahych słowach, a to co ważne spływa po mnie deszcz po butach ze Szwecji...
Dzisiaj zrobię dwie rzeczy, które też planowałam odłożyć "na potem": wpiszę dzisiejszą pracę, zrobię przelew, dopiszę miejsce na zaprawę poranną. 3 małe rzeczy...walka trwa.

Na koniec cytat, który niesamowicie mi się spodobał. Jest o uczuciach o których pewnie będę jeszcze pisać.

"Moje myśli opiekują się Tobą. Niezależnie czy bez Twojej, czy za Twoją zgodą." E.Stachura

I zdjęcie kochanego wariata:

I Jacek napisał, że mam dodać notkę na FunPage. Cholera...jest 22:30, a ja ostatnio nie dosypiam. Myślałam, że ten dzień już tak idealnie się zakończy. No nic. Nad tym też popracujemy.
Dobranoc.